Strach przed szczęśliwymi dziewczętami z DPS

2015-09-17 19:00:00(ost. akt: 2015-09-17 20:14:50)
Siostra Arkadia jest prawdziwą mamą dla przytulającej się do niej Ewy.

Siostra Arkadia jest prawdziwą mamą dla przytulającej się do niej Ewy.

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Reportaż z Domu Pomocy Społecznej w Bisztynku znajdziecie w "Gońcu Bartoszyckim" z 18 września 2015 r. Polecam go wszystkim, którzy mają wrażenie, że szczęśliwi nie są. Dziś kilkanaście zdań z własnych wrażeń z wizyty. Z wizyty podczas, której zwiedziłem wreszcie cały ten dom. Wcześniej nie starczało mi odwagi.
Po wizycie w Domu Pomocy Społecznej w Bisztynku, w którym jest 80 kobiet niepełnosprawnych intelektualnie zatelefonowałem do starosty Wojciecha Prokockiego. Miał mi powiedzieć kilka zdań o tym domu, bo to starostwo ma w swoich kompetencjach i finansowanie i nadzór nad funkcjonowaniem takich placówek. Powiedziałem Prokockiemu, że byłem w DPS.

- A na górze pan był? - zapytał starosta. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że byłem, dodając, że nie zapomnę tej wizyty do końca życia.

- Jestem chyba trochę bardziej odporny na to, co pan tam zobaczył, bo pracowałem w szkole specjalnej. Proszę się nie przejmować. Te dziewczyny, mimo nawet głębokiego upośledzenia, są tam szczęśliwe - pocieszał mnie Prokocki.

Potrzebowałem tej rozmowy, bo świat po wizycie w DPS wydawał mi się zupełnie inny niż przed.

Pora wyjaśnić o co chodzi z tą "górą". W DPS w Bisztynku podopieczne rozmieszczone są tak, że na parterze są te najmniej upośledzone a im piętro wyższe, tym stopień niepełnosprawności umysłowej jest głębszy.

Na piętrze drugim są kobiety z którymi właściwie nie ma kontaktu. W większości leżące. Na parterze z kolei te, które są prawie codziennie widywane przez mieszkańców Bisztynka.

Między innymi dlatego mieszkańcy tego miasteczka są obyci z takim rodzajem niepełnosprawności a widok spacerującej grupy niepełnosprawnych intelektualnie dziewczyn nie wzbudza tu żadnej sensacji. Tyle, że widywana jest tylko około połowa podopiecznych. Tych, których stan pozwala na dość dużą samodzielność i aktywność w przeróżnych dziedzinach. Od malowania, tańca przez sport do surfowania po Internecie i pisania wierszy.

Druga połowa na stałe przebywa w murach domu, bo część z nich nie jest w stanie wykonać nawet najprostszych czynności dnia codziennego. Karmią je, przewijają, myją, przenoszą z łóżek do świetlic i - jeśli ich stan na to pozwala - do pracowni terapeutycznych oraz czasem na zewnątrz opiekunki wśród których jest pięć sióstr zakonnych.

Nie można zapytać podopiecznych najciężej doświadczonych chorobami, czy są szczęśliwe, bo odpowiadają tylko monosylabami lub niezrozumiałymi dźwiękami. Skąd więc Prokocki to wie? Skąd wie to samo siostra zakonna i jednocześnie dyrektorka DPS - s. Arkadia? Siostra przebywa z nimi 24 godziny na dobę. Prokocki zna temat, bo uczył w szkole specjalnej.

Laika natomiast (jakim jestem) widoki i wrażenia z górnego piętra najpierw przeraziły. Po kilku jednak godzinach i ja doszedłem do wniosku, że dziewczęta są rzeczywiście szczęśliwe. W znaczącej większości nie znają innej rzeczywistości. Żyją we własnej i niedostępnej dla osób zdrowych.

Wiele z nich jest w tym domu od urodzenia. Dlatego z domu dla dziewcząt-dzieci musiał być w przeszłości przekształcony w dom dla kobiet. Znają tylko swoje opiekunki a te kochają swoje podopieczne. Inaczej nie mogłyby się nimi zajmować. Trzeba bowiem bardzo kochać tak chore dziewczyny, aby móc wykonywać tę pracę. Tylko z częścią dziewcząt kontaktuje się ktoś z rodziny. Czasem tylko telefonicznie. Jeszcze mniej odwiedza swe rodzinne domy.

Po wizycie w DPS nabrałem olbrzymiego i niegasnącego szacunku do sióstr, opiekunek i wszystkich pracowników domu. To przecież osoby obce dla podopiecznych, ale nazywane przez nie słowami "mama", "tato". Tym słowem zostałem obdarowany i ja, gdy chodziliśmy po pierwszym piętrze. Siostra Arkadia, po raz któryś usłyszała "mamo".

Wizytę w takim domu polecam każdemu. Dziewczyny chcą takich odwiedzin a na miejscu dowiedziałem się, że każdy może je odwiedzić. Dlaczego ich nie odwiedzamy? Ze strachu. Od momentu mojej wizyty zastanawiam się wciąż, czego się tak irracjonalnie bałem? Odwiedziłem przecież szczęśliwe dziewczyny!

Reportaż z Domu Pomocy Społecznej w Bisztynku znajdziecie w "Gońcu Bartoszyckim" z 18 września 2015 r. Polecam go wszystkim, którzy mają wrażenie, że szczęśliwi nie są.



Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. CZYTELNICZKA #1817485 | 83.9.*.* 18 wrz 2015 16:09

    BYŁAM TAM KIEDYS,JESTEM pełna podziwu dla całej tam kadry,ze potrafia sie tak zajac tymi juz kobietami,naprawde trzeba miec złote serce i duzo cierpliwosc....wiem,cos na ten temat,bo z takim problemem borykam sie na codzien....pozdrawiam

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. ja #1816808 | 176.97.*.* 17 wrz 2015 19:32

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Fajnie. Czy w DPS pracują tylko siostry zakonne. A może Pan redaktor napisałby też o warunkach pracy i o sposobie traktowania osób świeckich przez siostry zakonne, o atmosferze itp. To byłby prawdziwy artykuł. Oczywiście kobiety przebywające w DPS są szczęśliwe bo jakie mogą być jak Pan redaktor przyjdzie?

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5