Zabytkowej rzeźby Nepomucena nie ma w żadnych papierach. My ją znaleźliśmy

2015-08-27 13:00:00(ost. akt: 2015-08-27 12:27:29)
Marek Mak-Gołowacz z rzeźbą św. Jana Nepomucena, która przechowuje w swej pracowni od lutego 2008 roku.

Marek Mak-Gołowacz z rzeźbą św. Jana Nepomucena, która przechowuje w swej pracowni od lutego 2008 roku.

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Święty Jan Nepomucen stał kiedyś na cokole przy kościele św. Michała Archanioła w Bisztynku. W latach 80-tych ktoś zdemontował zniszczoną rzeźbę i przekazał na plebanię. Nie sposób ustalić kto. Poszukiwania tej rzeźby zajęły nam 11 lat. Okazało się, że jest u konserwatora zabytków w Blankach koło Lidzbarka Warmińskiego, gdzie czeka na lepsze czasy.
Na terenie obecnego cmentarza komunalnego, kiedyś katolickiego stoi niszczejący cokół. W jego dolnej części zachowała się wykonana w różowym piaskowcu tablica. „Ad Majorem Dei Gloriam S. Joannis Nepomuceni Honorem hanc Statuam fieri et erigi curavit Rochus Sebastianus Langhanki Anno 1746; die sta Juny" – wyrył w niej kamieniarz.

Oznacza to, według tłumaczenia ks. Sławomira Brewczyńskiego: "Na Większą Chwałę Bożą dla uczczenia św. Jana Nepomucena tę statuę wykonał i otoczył opieką Roch Sebastian Langhanki. Rok 1746. Dnia 5. czerwca."

W napisie zwracają uwagę: data – pierwsza połowa XVIII wieku, św. Jan Nepomucen i Roch Sebastian Langhanki. Ten ostatni to artysta malarz mieszkający w Bisztynku, autor m.in. 9 zachowanych do dziś obrazów apostołów wiszących w kościele w Bisztynku i 3 obrazów apostołów zdobiących kościół w pobliskim Sułowie. Roch spłodził w 1742 roku syna Jana, który też, gdy dorósł, był malarzem. Namalował m.in. obraz św. Walentego znajdujący się w kościele w Bisztynku. Być może Roch nadał synowi imię Jan od świętego Jana Nepomucena? Nie znamy powodów dla których Roch ufundował postument i rzeźbę.

Może nawet sam je wykonał. Wspomnianej w napisie statui — rzeźby na cokole jednak nie ma. Jest tylko żelazny szpikulec na której kiedyś ją mocowano. Gdzie więc jest ta rzeźba? Możemy już napisać, że się odnalazła. Jej poszukiwania miały wiele wspólnego z przygodami „Pana Samochodzika”. To szereg błędnych tropów, nieporozumień, zamian personalnych w parafii w Bisztynku, zaginione dokumenty. Ale zacznijmy od początku.

W roku 2004 zwrócił się do mnie ówczesny bisztynecki proboszcz ks. Stanisław Majewski abym zamieścił na lokalnej stronie internetowej ogłoszenie. Ksiądz poszukiwał archiwalnego zdjęcia rzeźby Nepomucena. Chciał ją zrekonstruować. Ogłoszenie pozostało bez echa. Co starsi mieszkańcy Bisztynka pamiętali ją, ale miejsce gdzie stała nie należy do takich w których wykonuje się pamiątkowe fotografie. Z braku zdjęć rzeźby nie odtworzono a ks. Majewski został proboszczem w Kętrzynie.

Rzeźba popadła w zapomnienie do czasu gdy ks. Eugeniusz Bartusik, jeden z kolejnych proboszczów, w 2008 roku ogłosił z ambony, że Nepomucena oddał do konserwacji i a jej koszt to 14 tys. złotych. Wówczas zapytałem proboszcza, gdzie znalazł tę rzeźbę? Padła odpowiedź, że na strychu plebanii. Ksiądz Bartusik proboszczem był do 2012 roku. Rzeźba nie wróciła na swoje miejsce a kolejny, obecny proboszcz ks. Janusz Rybczyński nie znalazł na plebanii żadnej dokumentacji świadczącej o oddaniu XVIII wiecznej rzeźby do konserwacji. Tym bardziej nie było wiadomo komu ją oddano. Zapachniało wtedy aferą kryminalną. W trakcie jej wyjaśniania okazało się, że kryminał to na pewno nie jest.

Kilka tygodni temu przeszukując własne zasoby archiwalnych fotografii znalazłem czarno-białe zdjęcie z 1987 roku wykonane przez pasjonata, fotoamatora Romana Chlebowicza, kiedyś mieszkańca Bisztynka a obecnie mieszkającego w Kanadzie. Przesłał mi je wraz z setkami innych z lat 80-tych już w 2004 roku, ale jakoś nie wpadło mi ono w oko przez lat 11. Rzeźbę na nim przedstawioną myliłem z podobnymi przedstawiającymi 12 apostołów okalającymi kościół św. Macieja Apostoła w Bisztynku.

Gdy wreszcie zauważyłem, że to Nepomucen z cokołu na cmentarzu postanowiłem nie zajmować się niczym innym tylko odnalezieniem rzeźby. — Jak wspaniale, że chce pan się Nepomucenem zająć — powiedział mi przez telefon ks. Bartusik, obecnie proboszcz w Świątkach, gdy zagadnąłem go o rzeźbę. — Ta rzeźba jest u konserwatora w Blankach koło Lidzbarka Warmińskiego. Nigdy nie udało mi się zebrać kwoty pozwalającej na wykonanie jej konserwacji lub repliki. Miałem obietnice od burmistrza Wójcika i kierownika zakładu komunalnego, że pomogą, ale nigdy to nie doszło do skutku — mówił.

Bartusik przyznał też, że nie zostawił na plebanii dokumentów przekazania rzeźby konserwatorowi, bo... to nie on ją znalazł na strychu. — To Romek ją tam znalazł — usłyszałem w słuchawce. Szybko okazało się, że chodzi o ks. Romana Chudzika, który po ks. Majewskim, przez 2 lata, był proboszczem w Bisztynku. Kolejny telefon był więc do ks. Chodzika — dziś proboszcza w Lidzbarku Warmińskim.

— Tak, to ja znalazłem tą rzeźbę i kilka obrazów na strychu plebanii – przyznał. — I obrazy i rzeźbę oddałem konserwatorowi z Blank. Gdy odchodziłem z parafii w Bisztynku sprawę przekazałem następcy, czyli ks. Bartusikowi. Mam także u siebie kopie dokumentów przekazania tych zabytków — mówił ks. Chudzik.

Blanki to malutka wieś w gminie Lidzbark Warmiński. Nie było tam trudno odnaleźć pracownię konserwatora. Marek Mak-Gołowacz już w rozmowie telefonicznej przyznał, że w pracowni ma Nepomucena. Pojechałem tam.

— Wyciągnąłem Nepomucena z magazynu, aby mógł go pan sfotografować. Tu leży — wskazał na dużych rozmiarów stół. Drewniana rzeźba ma wysokość około 120 cm. Jest zniszczona warunkami atmosferycznymi. Stała przecież na zewnątrz od XVIII wieku do co najmniej 1987 roku.

Zdaniem Marka Mak-Gołowacza i tak jest w dość dobrym stanie, bo wykonano ją z modrzewia, czyli drewna, którego nie lubią owady. Nie ma też wątpliwości, że to obiekt z XVIII wieku. Świadczyć mają o tym choćby specyficzne gwoździe jakie w rzeźbie, w wielu miejscach tkwią. Łączyły ją z drewnianą podstawą, która się nie zachowała.

— Rzeźbę przechowuję od 2008 roku. Przekazał mi ją ks. Chudzik. Zaprosił mnie do Bisztynka, abym zajął się konserwacją trzech obrazów, które na strychu plebanii niszczały. To obrazy, które dziś wiszą w kościele św. Michała Archanioła na cmentarzu w Bisztynku. Na rzeźbę sam wtedy zwróciłem uwagę. Leżała na jakiejś folii i była przykryta starą kapotą . Zrobiło mi się jej szkoda — opowiada konserwator.

— Ks. Chudzik zgodził się, abym zabrał ją do siebie razem z obrazami. Tak też się stało. Już w pracowni zabezpieczyłem ją preparatami grzybo- i owadobójczymi. Następca Chudzika, ks. Bartusik w 2008 roku przysłał mi odpis pisma adresowanego do burmistrza Jana Wójcika z prośbą o sfinansowanie jej konserwacji , w którym wymieniona jest kwota 14 tys. złotych. Nigdy jednak nikt nie zlecił mi wykonania konserwacji — mówi Marek Mak – Gołowacz. — Czeka więc u mnie na lepsze czasy.

Marek Mak-Gołowacz pokazuje mi zdjęcia wykonane na strychu plebani w dniu kiedy zabierał rzeźbę. Zdjęcia pokazują jej stan i sposób przechowywania. Taki jak to opisał konserwator.

Gołowacz mówi, że jedyne co można zrobić z tą zniszczoną rzeźbą to zastosować konserwację zachowawczą. — Powinna być zachowana w takim stanie w jakim jest i eksponowana w „akwarium” zabezpieczającym. Na pewno nie może wrócić na cokół, bo się rozsypie — mówi Mak-Gołowacz. Koszt takiej operacji szacuje na ok. 12 tys. złotych. Koszt wykonania repliki drewnianej do podobny rząd wielkości. Replika kamienna kosztowałaby ok. 30 tysięcy.

— Rzeźbę mogę w każdej chwili oddać, ale ponieważ brałem ją z plebanii to tylko na plebanię ją oddam — śmieje się konserwator. I tu dochodzimy do ostatniego problemu. Takiego oto, że rzeźba... nie istnieje. Nie istnieje w żadnej dokumentacji urzędniczej, ani kościelnej. Już ks. Bartusik zauważył, że rzeźba i cokół nie są mieniem kościelnym. Cokół stoi na gruncie komunalnym i dlatego do władz miasta zwracał się o sfinansowanie konserwacji.

Dlaczego zatem w latach 80-tych rzeźba trafiła na plebanię? Nie sposób tego dociec. Można jedynie przypuszczać, że trafiła tam, bo to przecież święty a ówczesne władze nie chciały zajmować się świętymi.

— W posiadanych przez nas dokumentach nie ma ani cokołu, ani tej rzeźby — przyznaje zastępca burmistrza Bisztynka Włodzimierz Mońka, którego zainteresowaliśmy zabytkiem. — Rzeźba i cokół nie są wymienione ani w rejestrze zabytków wojewódzkiego konserwatora (sprawdziliśmy i rzeczywiście jej tam nie ma) ani w gminnym rejestrze zabytków, który właśnie jest w końcowym etapie tworzenia. Nie oznacza to, że się nie zajmiemy ratowaniem tego zabytku. Już oglądałem cokół i na pewno podejmiemy prace, aby go uratować przed zawaleniem. To po prostu trzeba zrobić dla zachowania historii. Rzeźba też na pewno wróci ostatecznie do Bisztynka, skoro już wiadomo gdzie jest — zdecydowanie oświadcza Mońka.

— Musimy najpierw „wyprostować” jej papiery. Być może będziemy ją eksponować w nieczynnym dziś kościele poewangelickim w którym planujemy otworzyć galerie sztuki. Być może sfinansujemy jej konserwację, ale musimy mieć najpierw dokumenty upoważniające nas do wydania pieniędzy z budżetu, czyli dokumenty potwierdzające, że jest „nasza”, gminna — dodaje Mońka.





Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5