Chcę być architektem kultury wszystkich mieszkańców miasteczka

2015-08-15 09:32:34(ost. akt: 2015-08-15 10:28:01)
Wioletta Jaskólska: — Chcę jak najwięcej wydarzeń kulturalnych organizować poza skostniałą salą widowiskową, w parku, na ulicach, na skwerach

Wioletta Jaskólska: — Chcę jak najwięcej wydarzeń kulturalnych organizować poza skostniałą salą widowiskową, w parku, na ulicach, na skwerach

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Ogólnopolskie biennale malarstwa, uliczka artystyczna, galeria w nieczynnym kościele, wernisaże oraz koncerty prezentujące wiele gatunków muzycznych — to tylko niektóre z pomysłów nowej dyrektor ośrodka kultury Wioletty Jaskólskiej na ożywienie życia kulturalnego Bisztynka.
— Do konkursu na stanowisko dyrektora OKiAL i Biblioteki Publicznej w Bisztynku zgłosiła się pani w drugim rozdaniu tego konkursu. W pierwszym, unieważnionym, nie było pani kandydatury. Skąd zmiana decyzji?
— To był przypadek. Nie wiedziałam, że ogłoszono pierwszy konkurs. O rozpisaniu drugiego powiedzieli mi znajomi. Po ich namowach pomyślałam, że dlaczego nie? Przygotowałam się do niego i wystartowałam. No i wygrałam.

— Czy to nie był przypadkiem ktoś z władz Bisztynka?
— Nie. Nie znałam tu dosłownie nikogo w momencie zgłoszenia się do konkursu, a bywałam jedynie przejazdem. Dopiero po podjęciu decyzji zaczęłam zapoznawać się z miastem, czytać o nim i mieszkających tu ludziach.

Wioletta Jaskólska 1. sierpnia 2015 r. objęła stanowisko dyrektora Ośrodka Kultury i Aktywności Lokalnej oraz Biblioteki Publicznej w Bisztynku
Fot. Andrzej Grabowski
Wioletta Jaskólska 1. sierpnia 2015 r. objęła stanowisko dyrektora Ośrodka Kultury i Aktywności Lokalnej oraz Biblioteki Publicznej w Bisztynku
— Pani profesor, doktor habilitowana. Pracownica naukowa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Znana w Polsce i Europie malarka. Co tak utytułowana osoba, robiąca karierę naukową i artystyczną, chce robić w prowincjonalnym Bisztynku? To pytanie zadaję na pewno nie tylko ja.
— Rzeczywiście, nie tylko pan. To pytanie padło też na komisji konkursowej. To, że to jest małe miasteczko, prowincja, czy jak by to zwał, to wcale nie znaczy, że to musi być dziura na mapie kulturalnej Polski. Nie należy kategoryzować kultury w zależności od wielkości miasta. Przyszłam tu, bo chcę udowodnić sobie i innym, że warto tutaj działać. Niestety, usłyszałam, że tu się wcześniej nic nie działo. Chciałabym coś zmienić w sferze artystycznej, intelektualnej, edukacyjnej, obywatelskiej i udowodnić, że można wiele zrobić dla mieszkańców miasta, a także turystów. To dla mnie całkiem nowe doświadczenie, bo nigdy wcześniej nie pełniłam podobnej funkcji.

Mam 20-letnie doświadczenie w pracy w instytucjach kultury, mnóstwo osiągnięć w pracy artystycznej i na uczelni. Jestem radną w Lidzbarku Warmińskim już trzecią kadencję, więc mam również doświadczenie w pracy samorządowej, działam też społecznie. W ośrodku kultury mam podpisany kontrakt na trzy lata. Jeśli po upływie tego okresu mieszkańcy Bisztynka zauważą zmiany w obszarze kultury, powiedzą, że dzieje się coś ciekawego, inspirującego do działań, że nastąpiło przewartościowanie myślenia, to będzie mój największy sukces. Jeśli ktoś powie, że jestem „architektem kultury” i że coś wniosłam do jego życia, to niczego więcej mi nie trzeba.

— Nie do końca się zgadzam z tymi, którzy mówili pani, że tu się nic nie działo. Wynikało to pewnie z osobistych animozji z pani poprzedniczką. Zgodzę się ze zdaniem, że nie działo się wszystko, czego poszczególni mieszkańcy oczekiwali.
— Dokładnie tak. Pewnie, że się działo. Już zdążyłam przeczytać choćby plany i sprawozdania poprzedniczki, czy też informacje publikowane na stronie internetowej ośrodka czy na stronach mediów lokalnych, gdzie publikowano relacje i zdjęcia. Mnie jednak nie chodzi o to, aby robić cokolwiek i wszystko, tylko wybrać kategorie pewnych działań i na nich skupić maksimum uwagi. Czegoś może nie być w ogóle, aby podnieść wartość innej artystycznej produkcji.

— Ponieważ jest pani malarką, już pojawiły się w Bisztynku obawy, że teraz w domu kultury będzie wyłącznie malarstwo, wernisaże, wystawy. Czy to prawda?
— Z wykształcenia jestem pedagogiem, a malarką rzeczywiście jestem, bo kocham malować. Malarstwo oczywiście pojawi się w ośrodku kultury i będzie go więcej niż dotychczas. Pańskie pytanie nie jest odosobnione. Padło też podczas rozmowy konkursowej. Już w koncepcji działania ośrodka kultury przedstawiłam bardzo różne propozycje działań artystycznych. Chcę robić koncerty, na przykład szanty, country, muzykę popularną, nawet mechaniczną, także klasyczną.

To mają być przeróżne działania wychodzące na zewnątrz, do mieszkańców. Nie myślę jednokierunkowo i nie jestem skupiona tylko na malarstwie. Mam pomysł na potańcówki dla osób starszych z muzyką na przykład Mieczysława Fogga lub Kabaretu Starszych Panów. Już wkrótce planuję organizację koncertu grupy Czesław Śpiewa. To będą też koncerty hip-hopowe.

— A disco polo?
— Wiem, że jest takie zapotrzebowanie, ale myślę, że nie więcej niż raz w roku. Najbliższy taki koncert będzie podczas dożynek we wrześniu. Nie jest to jednak gatunek, który chcę promować.

— Wróćmy do pani domeny, czyli malarstwa.
— Chcę robić cyklicznie, raz w miesiącu, wernisaże i wystawy malarskie, graficzne, rysunkowe, w sali widowiskowej ośrodka po jej odpowiednim przystosowaniu, ponieważ nie jest przystosowana wystawienniczo, nie ma odpowiedniego oświetlenia i urządzeń. Wykorzystamy też sale obok i sam korytarz. Malarstwo prezentować będziemy w trzech miejscach, a nawet czterech, bo galerię jednego obrazu zrobimy również w bibliotece. Ktoś kto wejdzie do biblioteki, co miesiąc zobaczy nowy obraz — może miejscowego artysty lub rękodzielnika. Wernisaże będą zawsze w czwartki i już serdecznie wszystkich na nie zapraszam. To będą wystawy różnych twórców z naszego województwa i z kraju.

Myślę również o robieniu wystaw w nieczynnym, poewangelickim kościele. W tej sprawie spotykamy się już jutro (rozmawialiśmy w poniedziałek 3 sierpnia — red.) z proboszczem i wiceburmistrzem. W mojej koncepcji działania ośrodka pojawił się też pomysł na biennale ogólnopolskie malarstwa. Szczegółów jeszcze nie chcę zdradzać. Powiem tyle, że chcę, aby tematyka i rodzaj biennale nie powtarzały się z podobnymi na terenie kraju. Robię to po to, aby ściągnąć tu artystów z Polski. Przez to również będziemy promować Bisztynek, podobnie jak Reszel wypromowany został przez Franciszka Starowieyskiego czy teraz przez Adama Myjaka. Analogicznie funkcjonuje na przykład galeria „El” w Elblągu, gdzie w nieczynnym kościele są wystawy, a artyści ustawiają się w kolejki, aby móc tam swoje prace pokazać. Wielu się nigdy tego nie doczeka, bo to jedna z najlepszych galerii w Polsce. Chciałabym, aby nieczynne wnętrze kościoła w Bisztynku kojarzyło się po latach z takim właśnie prestiżem.

— Jakoś mi się skojarzyło to co pani mówi z leśniczówką Pranie, usytuowaną przecież w kompletnej głuszy.
— Właśnie o to chodzi. Można? To wszystko zależy od ludzi, którzy mają koncepcję i chcą to zrobić. To, że to jest malutkie miasteczko nie oznacza, że ma być zapomniane, najgorsze i wszystko na „nie”.

— Ma pani swoją koncepcję rozwoju ośrodka kultury. Jak widzę, jest ona obszerna. Składa się z dwudziestu kilku stron. Czy już ktoś z mieszkańców Bisztynka zdążył pani zaproponować jakieś działania kulturalne i czy zamierza pani słuchać takich propozycji?

— Jeszcze nikt takich propozycji mi nie złożył, natomiast jestem otwarta na ludzi, którzy chcą współpracować. Będę wspierać liderów grup obywatelskich będących w początkowej fazie powstawania, chcę edukować w niezbędnym zakresie, służyć pomocą organizacyjną, prawną czy też ułatwiać kontakty z innymi partnerami. Liczę też na współpracę ze szkołami. Czekam tylko na początek roku szkolnego.

Moim pomysłem jest to, żeby dom kultury zaistniał wewnątrz miasta. Nie tylko we własnych murach i był skupiony na sobie. Chcę jak najwięcej wydarzeń kulturalnych organizować poza skostniałą salą widowiskową, w parku, na ulicach, na skwerach. Na przykład koncerty w centrum miasta. Chcę też utworzyć Uliczkę Artystyczną. Już ją nawet wybrałam. Nie pamiętam jej nazwy (chodzi o ul. Boczną — red.), ale to ta z kolorowymi kamieniczkami po jednej stronie i budynkami gospodarczymi po drugiej. Pozostaje tylko kwestia organizacyjna, czyli rozwieszenie pomiędzy budynkami stalowe liny , na których zawisną kolorowe parasolki, chcę zakupić leżaki i jakieś siedziska, a w sezonie letnim prezentować kameralne małe koncerty, na przykład na cztery gitary.

— Przyznała już pani, że zupełnie nie zna Bisztynka. Tak jak podobne, małe miejscowości ma ono mieszkańców z charakterystyczną mentalnością. Trochę plotkarską, nadmiernie ciekawską. To takie wiejsko-miejskie miasteczko. Czy nie boi się pani, jakże czasem surowych lub niesprawiedliwych, ocen swej pracy, a nawet wyglądu, sposobu bycia?
— Rzeczywiście, startowałam do konkursu nie znając charakteru tego miasta i tutejszej mentalności, i nie żałuję. Nie jestem tym przerażona i nie przeszkadza mi to, że już się mieszkańcy zastanawiają, czy jestem samotna, czy mam męża, ile zarabiam. Już do mnie takie pytania dotarły (śmiech). Ludzie są po to, aby „gadali”. Taka jest ich natura, że wolą zajrzeć na plotkarski portal niż poczytać o polityce. Takie zainteresowanie traktuję jako naturalny element naszego życia, a tym bardziej, gdy jest się osobą publiczną. Osoba sprawująca funkcję dyrektora zawsze będzie na językach ludzi, bo jest przecież odpowiedzialna za to co się dzieje. Na pewno nie będę się obrażać na konstruktywną krytykę.

— Już pani wie, że w Bisztynku jest pewien kłopot z młodymi ludźmi, którzy po skończeniu gimnazjum zwyczajnie opuszczają miasto. Są w nim obecni tylko w weekendy i wakacje. Podobnie ze studentami. Czy dla nich ma pani jakąś ofertę?
— Tak, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy będą chcieli i mogli w tym uczestniczyć. Mój plan obejmuje przeróżne warsztaty i zajęcia: wokalne, aktorskie, dziennikarskie, plastyczne, capoeirę, taneczne.

— To wszystko o czym pani mówi już było. Były zajęcia aktorskie, wokalne, taneczne, choreograficzne, fotograficzne. Młode osoby w nich uczestniczące czegoś się nauczyły, po czym właściwie nie mają szans, aby w Bisztynku te umiejętności doskonalić, bo ich w Bisztynku nie ma. Jak ten problem chce pani rozwiązać?
— To prawda. Nawet już licealiści nie uczestniczą w życiu miasta. Chcę ich zachęcić do działania w wolontariacie na czas wakacji, ferii, czy w weekendy. Chcę ich zachęcić do współorganizowania imprez i przy okazji do nauki obsługi sprzętu, nagłośnienia, współpracy z artystami.

— A co z pokoleniem seniorów?
— Mówiłam już o potańcówkach. Chcę też kontynuować działanie uniwersytetu trzeciego wieku. Nie ma powodu, aby zakończył działalność tylko dlatego, że zmienił się dyrektor. Raz w miesiącu będą wykłady z udziałem lekarzy, wykładowców z uniwersytetu. Chcę, aby UTW współpracował i wymieniał doświadczenia z działającym już wiele lat w innych miastach na terenie województwa.

— A pomysł na bibliotekę, którą też pani kieruje?
— Chcę tu stworzyć akademię malucha. Polega to na organizowaniu spotkań rodziców z małymi (do trzech lat) dziećmi w bibliotece, powiedzmy raz w tygodniu. Mamy spędzą czas na rozmowach o swoich bieżących problemach przy kawce, a dzieci niech pląsają po bibliotece, żeby oswajały się z książką, mogły jej dotknąć i wróciły do biblioteki wtedy, gdy będą starsze. Biblioteka nie ma być tylko wypożyczalnią, w ładnym budynku, gdzie się prosi o zachowanie ciszy.

— Pracuje pani jako wykładowca na UWM w Olsztynie. Czy zamierza pani zrezygnować z pracy naukowej i etatu uniwersyteckiego?

— Nie ma takiej potrzeby. Praca naukowa i ze studentami zupełnie nie koliduje z moimi zajęciami jako dyrektora ośrodka. Jest to, proszę mi wierzyć, łatwe do pogodzenia. Będę musiała ograniczyć za to moją własną aktywność artystyczną, ale to pewnie tylko dobrze mi zrobi (śmiech).

— Poznała już pani swoich pracowników?
— Tak. Przyjeżdżałam tu już w lipcu i od kilku dni współpracujemy. Są sympatyczne, miłe, wspaniałe. Nie znam jeszcze dwóch osób, bo są na urlopach. Mamy dobry kontakt i wierzę, że będzie mi się dobrze współpracowało. Chcę tworzyć zespół pracowników, który będzie zorientowany na zadanie i proces, a nie pełnione funkcje, zmniejszyć dystans pomiędzy ludźmi, zadbać o dobrą komunikację i wykonywanie zadań bez bezpośredniej kontroli.

— Wypada życzyć pani powodzenia i realizacji zamierzeń. Wie pani jednak, że i media przyczepią się do pani, gdy nastąpi jakieś niepowodzenie?

— Krytyki się nie boję. Mam pewne doświadczenia ze współpracy z mediami i nadal zamierzam z nimi współpracować. Sami też lepiej będziemy informować o naszych przedsięwzięciach. Zmieni się wizualna strona OKiAL i już założyliśmy fanpejdż na faceboooku. Znajdziecie nas po wpisaniu słów „Architekt kultury OKiAL”. Chcemy być rzeczywiście takim „architektem” w Bisztynku.

Z Wiolettą Jaskólską rozmawialiśmy 3 sierpnia. Niektóre z pomysłów o których wówczas mówiła już zostały zrealizowane stąd w tekście zamieszczamy odnośniki (linki) do publikacji na ten temat.

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl


Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. :) #1795034 | 178.36.*.* 15 sie 2015 16:29

    Tylko pozazdrościć Bisztynkowi :). Powodzenia, pani dyrektor :).

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. mozaikowiczka #1857551 | 83.9.*.* 14 lis 2015 11:10

      Nie wiem skąd @chudy wyciągasz tak bzdurne wnioski? Pracujemy, próbujemy, występujemy i współpraca układa się jak najlepiej. Wczoraj pan A. Grabowski zamieścił nawet filmik o naszej próbie w ośrodku. Informacje o naszej likwidacji są wyssane z palca.

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    2. mega #1795080 | 81.190.*.* 15 sie 2015 18:49

      Z wyglądu przypominasz mi Annę Dymną.

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

    3. Kolec #1799152 | 195.136.*.* 21 sie 2015 19:20

      Nie rezygnuje przecież z pracy w UWM w Olsztynie. W Bisztynku będzie robić kasę porównywalną z pensją z-cy burmistrza, promować siebie i przyjaciół-artystów. No i udawać,że zna się na zarządzaniu kulturą wiejsko-miejską. Amunicji tj.pomysłów i pieniędzy może nie starczyć.

      odpowiedz na ten komentarz

    4. Józek #1797514 | 83.28.*.* 19 sie 2015 13:39

      Czego tu zazdroscić, Pani Prof.dr hab idzie na dyrektorke OKIAL w domu w takiej małej miescinie.... zamiast robic kariere wybiera maleńki Bisztynek. Czy to nie ciekawe?

      odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (6)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5