Dumna jestem ze swojego rolniczego pochodzenia i nie boję się wyzwań

2015-07-30 09:00:00(ost. akt: 2015-07-30 09:02:38)
Agnieszka Kobryń jest od 19 czerwca 2015 r. przewodniczącą Rady Powiatowej Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej powiatu bartoszyckiego.

Agnieszka Kobryń jest od 19 czerwca 2015 r. przewodniczącą Rady Powiatowej Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej powiatu bartoszyckiego.

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Wybory do izby rolniczej minęły bez większego echa. Nową przewodniczącą Rady Powiatowej Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej, czyli rolniczego samorządu została gospodarująca w sołectwie Bisztynek Agnieszka Kobryń. Rozmawiamy z nią o planach izby.
— Pani Agnieszko. Ma pani na głowie gospodarstwo rolne i ponad 20 krów, jest pani radną powiatu, sołtyską sołectwa Bisztynek już drugą kadencję, szefową rady rodziców przy szkole w Bisztynku, a od 19 czerwca pełni pani nową funkcję. Czy to nie za dużo?
— Szefową rady rodziców od września już nie będę, a od 19 czerwca faktycznie jestem przewodniczącą Rady Powiatowej Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej w naszym powiecie. Czy dam radę? Pewnie, że tak. Dlatego, że kocham wieś i rolnictwo, to mój konik i oczko w głowie, dumna jestem ze swojego rolniczego pochodzenia i nie boję się wyzwań. Wszystkie moje funkcje wiążą się ze sobą, bo jako sołtyska zajmuję się sprawami rolników, jako radna również. Jestem członkiem komisji zajmującej się tym obszarem. W izbie rolniczej też zajmuję się szeroko pojętymi sprawami rolniczymi, dzięki temu mogę być tylko bardziej skuteczna. Poza tym do rady powiatowej wybrano fajnych i aktywnych rolników z każdej z gmin w naszym powiecie, gotowych do współdziałania i rozwiązywania problemów i dzięki temu na pewno będzie nam łatwiej współpracować. Na to liczę, bo wierzę w ludzi. Przy okazji chcę w imieniu całej rady podziękować wszystkim którzy wzięli udział w wyborach do izb rolniczych.

— 8 lipca obyły się wybory władz wojewódzkich izby. Jaką zaszczytną funkcję objęła pani we władzach wojewódzkich?
— Na razie nie objęłam żadnej. Byłam sekretarzem obrad podczas I Walnego Zgromadzenia. Został wybrany zarząd, komisja rewizyjna i budżetowa.

— I nie weszła pani do żadnego z tych organów?
— Nie ponieważ chcę się skupić na działaniach i pracy w powiecie. Nie mogę wziąć na siebie zbyt dużo obowiązków i później nie wykonać dobrze żadnego z nich.

— Z tego jednak wynika, że propozycje objęcia funkcji we władzach wojewódzkich były.
— Jakieś tam były (śmiech), ale nie zdradzę jakie, bo to były kuluarowe rozmowy.

— Media, a w tym nasz tygodnik bardzo mało piszą o działaniach izby rolniczej. Poza związkami zawodowymi to jedyny samorząd rolniczy. Czy wynika to z tego, że izba niewiele robi dla rolników, czy też nie interesuje to mediów? Dlaczego sami rolnicy tak niewiele wiedzą o działaniach izby?
— Trudno jest pojedynczym osobom, rolnikom dotrzeć do tych informacji. Tym bardziej, że rolnicy mają swoją pracę. Nie wychodzą poza gospodarstwo. Nie uczestniczą w szkoleniach, spotkaniach, sesjach gminnych. Po prostu ciężko pracują. Mają typowe dla nich spracowane ręce i typową opaleniznę. Brakuje im czasu na zdobywanie nowych informacji. Rzeczywiście jest też tak, że brakuje im zaufania do jakichś struktur a izba rolnicza to jednak struktura. Brakuje im też zaufania do siebie nawzajem. Efektem takiej postawy jest na przykład to, że w naszym województwie do ubiegłego roku nie było ani jednej grupy producenckiej mlecznej. Nad tym ubolewam, bo jesteśmy przecież „mlecznym województwem”. Taka grupa powstała niedawno w powiecie lidzbarskim.

— Pewnie zgadzamy się, że stowarzyszanie się ludzi prowadzących podobną lub identyczną produkcję daje im większą siłę przebicia?
— Oczywiście. Łatwiej im negocjować cenę mleka, ceny środków ochrony roślin, nawozów, nasion, paliwa itd. Dysponują przecież wspólnie większą produkcją. Dlatego tworzenie grup producenckich może być jednym z elementów, które będziemy jako izba promować. Oczywiście jeśli będzie takie zainteresowanie. Grupy producenckie to nie jest jednak jedyny nasz pomysł. Do ich powstania ludzie sami muszą dojrzeć. Być może przez obserwowanie tej powstałej w sąsiednim powiecie. Ja się przy tym na pewno nie będę upierała.

— A jakie to inne pomysły?
— Izby rolnicze nie powstały dzisiaj. One funkcjonowały i działały. Zgadzam się z tym, że wiedza o tych działaniach jest ciągle zbyt słaba. Chciałabym bardziej skupić się wiec na takiej działalności w której poszczególni członkowie rady, w swoich gminach, aktywniej docierać będą do rolników i informować ich. Chcę, aby środowisko rolnicze było bardziej zintegrowane i doinformowane.

— Jeśli dobrze rozumiem chodzi o taką sytuację w której nawet jeśli nie powstaną grupy producenckie to rolnicy mogą się spotkać przy ognisku, potańczyć w świetlicy i przy tym lepiej się poznać. O taką integrację też pani chodzi?
— Ależ właśnie o to. Przy okazji i takich spotkań mogą ze sobą porozmawiać, wymienić doświadczeniami, doradzić sobie wzajemnie. Umówić się na sąsiedzką pomoc przy pracach polowych. Taka pomoc funkcjonuje, ale wiem że nie wszędzie. Jestem pewna, że nawet takie „zabawowe” spotkanie przynosi korzyści jeśli nie wszystkim to komuś konkretnemu. Powoli można w ten sposób doprowadzić do integracji, ale i pewnej odpowiedzialności za nasze środowisko.

— Obecnie chyba jest tak, że rolnicy co prawda oczekują określonych rozwiązań np. prawnych, ale w dążeniu do nich np. przez udział w pikiecie, czy w obradach sesji rad gmin już ochoty nie mają?
— Niestety bywa i tak. Informowałam rolników o możliwości udziału w jednej z pikiet. Od części usłyszałam, że ich ten protest nie dotyczy, bo mają tylko produkcję roślinną. Gdy okazywało się, że dotyczy on też szkód wyrządzonych przez zwierzynę rolnik zmienił zdanie, ale w pikiecie i tak nie wziął udziału. Inni tłumaczyli się konieczną w tym czasie wizytą u dentysty, urologa, pilną pracą, chorobą itd. Prosiłam też o udział np. w sesjach rady miasta. Nie po to, aby pikietowali. Chodziło mi o to by posłuchali o sprawach dla nich ważnych. Słyszałam wówczas, że przecież ja tam będę więc po co jeszcze oni. Chcę to zmienić. Chcę żeby rolnicy i mieszkańcy wsi inaczej patrzyli na swój własny udział w sprawach ważnych dla nich samych nad którymi pochylają się, albo się nie pochylają inne osoby, które niekoniecznie znają problemy rolnictwa. Tworząc silny samorząd albo wspólnotę będziemy mogli zamanifestować też nasze potrzeby.

— To nie jest pani debiut w izbie rolniczej. O ile wiem zajmowała się pani także sprawami rodziny i sprawami społecznymi. Czy chce to pani kontynuować?
— W poprzedniej kadencji byłam delegatką Rady Powiatowej WMIR do Walnego Zgromadzenia i przewodniczącą komisji ds rodziny, którą chcemy ewentualnie przekształcić w grupę doradczą kobiet przy zarządzie, która zajmie się sprawami integracji naszego środowiska i sprawami rodzin wiejskich. To jednak na razie tylko pomysł.

— Rodziną zajmuje się przecież, mniej lub bardziej skutecznie nasze państwo. Czym się różni rodzina wiejska od miejskiej, aby się nią dodatkowo zajmować?
— Tak naprawdę niczym poza tym, że rodzina wiejska ma trochę trudniejszy dostęp do wszystkiego. Począwszy od komunikacji a na edukacji dzieci kończąc. Różnice wynikają też z samej pracy. Nie mógł się pan ze mną umówić na tę rozmowę na godz. 9, bo wtedy jestem przy obrządku. Bo wtedy jeszcze muszę wydezynfekować dojarkę, umyć basen po odbiorze mleka ze zlewni. Takiej pracy, bez urlopów i zastępstw i bez zwolnień lekarskich kobiety z miast nie doświadczają, choć tez oczywiście ciężko pracują.

— I czasem pewnie myślą, że mleko produkuje mleczarnia, a pochodzi z kartonów ustawionych w sklepie.
— W naszym powiecie chyba tak nie myślą (śmiech). Zwłaszcza latem przyjeżdżają do mnie mieszkanki Bisztynka i okolic, aby kupić lub dostać mleko „prosto od krowy”, bo chcą mieć np. zsiadłe, albo po prostu napić się wiejskiego mleka.

— A jakie są obecnie najpoważniejsze problemy rolników w naszym powiecie?
— Szkody rolnicze wyrządzane przez zwierzęta. Spadająca opłacalność produkcji rolnej.

— Opłacalność produkcji reguluje rynek i na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jak się coś nie opłaca to trzeba robić coś innego. Przyzna pani, że dość męczące jest stałe utyskiwanie rolników na to, że „się nie opłaca”?
— W rolnictwie przestawienie produkcji trwa lata a nie tydzień. Nie zawsze też ceny reguluje sam rynek. Długo by o tym mówić. Bardzo chcę, aby ludzie z miast i wsi wzajemnie rozumieli specyficzne problemy obu tych grup. Pamiętam, że gdy moja mama pracowała jeszcze w GS jako księgowa i rozliczała faktury rolników to nawet jej koleżanki emocjonowały się głównie tą jednorazową kwotą za zboże po żniwach jaką otrzymywał rolnik. Nikt nawet nie zająknął się, że wcześniej rozliczała wydatki na nasiona, nawozy, środki ochrony roślin, paliwo, tego samego rolnika, jego koszty. Pamiętano tylko kwotę jaką brał za sprzedaż zboża. Też tego doświadczyłam, gdy jedna z moich koleżanek stwierdziła widząc ile miesięcznie uzyskuję za mleko, że „ja też bym chciała tyle brać”. I to jest osoba, która doskonale mnie zna i wydawało mi się, że zna specyfikę pracy rolnika. Nie ukrywam, że byłam na nią zdenerwowana i zirytowana, bo w tym samym czasie w garażu stał w drobne części rozłożony traktor , którego naprawa pochłonęła niemal całą kwotę.

— Wróćmy do problemów wymienianie których dość brutalnie przerwałem. Co nęka rolników naszego powiatu poza szkodami rolniczymi i niską opłacalnością?
— Wysokie kary za przekroczenie kwot mlecznych i tegoroczna susza. Nasz powiat nie jest wymieniony jako dotknięty suszą. Wynika to z niewielkiej ilości stacji badających bilans wodny. Problem jest poważny. Np. w moim niewielkim gospodarstwie z liczną obsadą zwierząt nie będzie drugiego pokosu traw, więc już dziś muszę kupować sianokiszonkę dla krów na zimę, bo susza spowodowała, że sama jej nie wyprodukuję. To nie jest tylko mój problem.

— Czy widzi pani jakąś szanse dla rolników w naszym powiecie na lepsze dochody?
— Ta szansa pojawi się być może wraz z nowym rokiem. To możliwość sprzedaży bezpośredniej produktów przetworzonych w gospodarstwie. Tu jeszcze jednak jest zbyt wiele niewiadomych. Już dziś wiem, że nowe przepisy nakładają na rolników chcących taką sprzedaż prowadzić obowiązek prowadzenia prostej księgowości i opłacania ryczałtowego 2% podatku. Wprowadza się też obowiązek zawierania umów przy sprzedaży innych produktów oprócz sprzedaży bezpośredniej. Mówi się o ucywilizowaniu systemu sprzedaży. Sama sprzedaż bezpośrednia tego co wielu rolników i tak przecież wytwarza, czyli np. serów, wędlin, czy przetworów owocowych jest jednak szansą na poprawienie domowych budżetów, szczególnie dla małych gospodarstw. Z radością tę możliwość przyjęłam, bo sama też takie wytwarzam a teraz będę mogła je legalnie sprzedać.

— Zdążyłem już jednak zauważyć, że o tej możliwości rolnicy, których uważałem za śledzących nowinki i zmiany przepisów nie wiedzą. Może tu jest pole do popisu dla izby rolniczej?
— Jak najbardziej. Z całą pewnością będziemy rolników o tym informowali. W taki sposób o jakim już mówiłam, czyli przez aktywność członków izby z poszczególnych gmin, mogących dotrzeć do rolników choćby poprzez sołtysów, którzy są takimi nośnikami informacji.. Dziś jeszcze nie mogę mówić o szczegółach, bo jeszcze niewiele wiadomo. Nie wiadomo choćby jakie wymogi sanitarne będzie musiał spełniać producent. Aby przekazać informacje rolnikom sami w izbie musimy dowiedzieć się dokładnie jak to ma działać. Dowiemy się tego na pewno. A jak się dowiem to przyjdę do „Gońca Bartoszyckiego” i poproszę o kolejny artykuł (śmiech).

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl




Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mm #1785857 | 176.97.*.* 30 lip 2015 17:59

    A co jest złego w pochodzeniu rolniczym .

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-9) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5